Uczestniczyłem niedawno w telewizyjnej dyskusji na temat ateizmu (więcej na moim głównym blogu, ateista.blog.pl), podczas której padały pytania o dyskryminację ateistów w Polsce i o obecność religii w przestrzeni publicznej. Jeśli chodzi o dyskryminację, to myślę, że nieprzychylne traktowanie osób spoza wspólnoty religijnej wynika z samej natury religii. W chrześcijaństwie przykład dał Jezus: Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie ( Jn 15:6). Tak, wiem, że Jezus wzywał również do miłości bliźniego – problem w tym, że mówił różne rzeczy, często sprzeczne, otwierając przed swoimi wyznawcami szerokie pole do interpretacji. Przez setki lat jego słowa o winnej latorośli cytowali inkwizytorzy dla uzasadnienia swoich praktyk, a ludzie umierający w płomieniach chyba nie zastanawiali się w chwili śmierci, czy ich oprawcy interpretują ten cytat właściwie, czy niewłaściwe (o ile w ogóle można mówić o jakimś jedynym „właściwym” rozumieniu religijnych mitów).
Dzisiaj chrześcijaństwo nie morduje już niewierzących, heretyków i innych odszczepieńców – co według niektórych moich polemistów ma świadczyć o braku dyskryminacji tych grup – ale wciąż powołuje się na autorytet swoich świętych ksiąg, podtrzymując stary jak religia pogląd, że bezbożnik jest zły, bo jest bezbożnikiem. Osiem lat temu Jan Paweł II, chcąc znaleźć prawdę o ateistach sięgnął do Księgi Psalmów: Psalmista oskarża o głupotę tego, kto myśli: „Nie ma Boga” (Ps 14,1) i zgodnie z tym postępuje: „Oni są zepsuci, ohydne rzeczy popełniają, nikt nie czyni dobrze”. Trudno wymagać od chrześcijan, aby przychylnie traktowali takich łobuzów, a więc jeśli naprawdę ateiści są dyskryminowani, to mają to, na co zasłużyli.
Naturalna skłonność religii do konfrontacyjnego pogłębiania podziałów wśród ludzi znajduje swoje odzwierciedlenie w postawach, jakie osoby wierzące zajmują wobec wszelkich odmienności. Sporo faktów z tej dziedziny można znaleźć w ciekawej książce, która ostatnio wpadła mi w ręce –„Religijność a tolerancja. Obszary zależności”. Jej autorka, Ewa Wysocka z Uniwersytetu Śląskiego, relacjonuje swoje badania przeprowadzone wśród studentów, poświęcone m. in. postawom osób religijnych i niereligijnych wobec odmienności.
Wyniki w dwóch grupach, religijnej i areligijnej, są skrajnie różne. 37,2 procent studentów religijnych i 75,3 procent areligijnych ma pozytywny stosunek do odmienności. Stosunek negatywny deklaruje odpowiednio 62,8 i 24,7 procent studentów.
Tak więc w grupie proreligijnej postawa wobec odmienności zdominowana jest przez nietolerancję, zaś w grupie areligijnej przeważają dwie postawy – akceptacja i tolerancja,pisze autorka, przedstawiając na wykresach wyniki badań w ujęciu bardziej szczegółowym.
W podsumowaniu badań czytamy: Niewątpliwie religia może stać się jednym z kryteriów kształtowania własnej tożsamości, a niewłaściwie pojmowana, także narzędziem deprecjacji i dyskryminacji tożsamości kształtującej się wedle innych zasad, zaś w konsekwencji dzielenia świata na „świat swoich”, których należy „promować”, i „świat obcych”, z którymi należy walczyć.
„Niewłaściwie pojmowana” – to wyjaśnienie słyszą wszyscy, którzy próbują rozmawiać z osobami wierzącymi o minionych zbrodniach religii i jej dzisiejszych nieprawościach i niegodziwościach. Niestety, zarówno dawni inkwizytorzy, jak i dzisiejsi bogobojni ministrowie, krzyczący na ulicy o „wstrętnych pederastach”, czy biskupi, którzy przeforsowali pomysł wliczania oceny z religii do średniej żyli lub żyją w głębokim przekonaniu, że ich pojmowanie religii jest właściwe. Chyba trudno byłoby znaleźć osobę wierzącą, która zadeklarowałaby, że opacznie rozumie swoją religię. Religia nie ma więc w sobie żadnego mechanizmu, który zabezpieczałby ją przed „niewłaściwym pojmowaniem” i chronił potencjalne ofiary „niewłaściwie pojmujących”. Myślę, że jest to ważny powód, dla którego warto proponować religii, by wycofała się z życia publicznego i zajęła najwłaściwsze dla siebie miejsce w zacisznej sferze prywatnej.