Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec
177
BLOG

Co po "Jezusie"

Jerzy Bokłażec Jerzy Bokłażec Polityka Obserwuj notkę 27

W moim życiu internetowym zachodzą istotne zmiany – właśnie zakończyłem trwającą blisko rok przygodę z Jezusem i po długiej przerwie wróciłem na mój główny blog, który założyłem przed czterema laty. Przez ten czas blogosfera bardzo się rozwinęła – powstały nowoczesne portale społecznościowe i serwisy blogowe, udostępniające narzędzia i mechanizmy, dzięki którym skuteczniej można docierać do nowych czytelników. Pomyślałem, że warto skorzystać z tych nowych możliwości, zwłaszcza, że chciałbym znaleźć miejsce, gdzie pisałbym krótsze, szkicowe notki, ale za to robiłbym to częściej niż w „Dzienniku ateisty”, w którym publikuję dłuższe teksty.

Od niedawna testuję możliwości portalu Pardon.pl – jego bywalcy chętnie podejmują dyskusje, ale techniczny potencjał tamtejszych blogów jest bardzo skromny, są to w zasadzie mini-blogi, okrojone do kilku niezbędnych funkcji. Wybrałem więc Salon24, który pozwala blogowiczom rozwinąć skrzydła. Mam też nadzieję, że spotkam tu osoby, które podzielają moje zainteresowania, choć niekoniecznie się ze mną zgadzają.

Założyłem bloga pod własnym nazwiskiem, bo chcę podkreślić, że biorę pełną odpowiedzialność za moje słowa, zarówno w tym miejscu, jak i na pozostałych moich stronach, do których podałem linki. Brzmi to dość poważnie, ale składam taką deklarację, bo poglądy, które głoszę – oceniając religię jako siłę demoralizującą, antyintelektualną, prowokującą do agresji i nienawiści, niszczącą więzi społeczne – wciąż uchodzą w Polsce za kontrowersyjne, mimo że niemal codziennie pojawiają się w mediach informacje, potwierdzające moje oceny. Ten, kto mówi o szkodliwości religijnych wiar i kultów naraża się na jeszcze większe sprzeciwy, jeśli nie przyjmuje ograniczeń, które nie są wymagane w żadnych innych sferach poza religią – te ograniczenia to wystrzeganie się ironii, satyry, persyflażu. Wynikają one jednak tylko ze społecznego nacisku, bo polskie prawo nie chroni religii ani przed satyrą, ani przed swobodną interpretacją jej mitów, a prawna ochrona „uczuć religijnych” dotyczy wyłącznie „przedmiotów czci religijnej” i „miejsc kultu” (artykuł 196 kodeksu karnego).

Wcielając się przez rok w mitycznego Jezusa wielokrotnie doświadczałem takiej presji ze strony osób o głębokich motywacjach religijnych, co nie było dla mnie wielkim zaskoczeniem – ale tylko dlatego, że przyzwyczaiłem się do podobnych zachowań, żyjąc od urodzenia wśród chrześcijan. Jednak z punktu widzenia wyznawanej przez te osoby religii, wzywającej do kochania bliźnich i nieprzyjaciół, takie reakcje mogą zdumiewać. Dokładniej zajmę się tym przy innej okazji, bo teraz chciałbym powiedzieć parę słów o całkiem odmiennych ocenach mojego „Jezusa”: życzliwych, przyjaznych, a niekiedy nawet entuzjastycznych. Było ich zaskakująco wiele. I nie chodzi tylko o to, że przyjemnie jest słuchać komplementów; chodzi o rzecz ważniejszą – otóż w naszym kraju jest silny nurt zdecydowanie kontestujący oficjalną ideologię religijną (a właściwie dzisiaj należałoby powiedzieć: państwowo-religijną), ale ujawnia się on przede wszystkim w Internecie, natomiast nie widać go w „realnej” sferze publicznej. Na przykład trudno znaleźć liczących się intelektualistów lub twórców, którzy w sposób jawny, wyraźny i otwarty deklarowaliby się jako przedstawiciele tego nurtu. Owszem, jest wielu kontestatorów obecnej sytuacji politycznej, ale religię rozumianą jako problem społeczny zwykle omijają oni szerokim łukiem.

O tym braku odwagi polskiej inteligencji, połączonym z kalkulacją, mówił kiedyś w jednym z wywiadów reżyser Andrzej Żuławski: „…polska inteligencja sama wyrzuca na margines ludzi, którzy się trochę różnią od powszechnych kanonów i pojęć kultury, sztuki, klasyki, wartości. …inteligencja w wielu okresach historii Polski była odważniejsza, niż jest w tej chwili. Teraz to jest kupa tchórzy, którzy upodabniają się do siebie i chcą się przypodobać jakiejś swojej klienteli, bo przecież trzeba zarobić, by wyjechać na wakacje – albo wycofują się na z góry upatrzone pozycje, wyjeżdżają na wieś i zajmują się jakimiś nieistotnymi sprawami. Myślę, że ta królikowatość inteligencji oraz jej skonwencjonalizowanie to są rzeczy najgroźniejsze”.

Ale z drugiej strony można zapytać: dlaczego w Polsce trzeba wykazać się odwagą, by głosić własne poglądy, dlaczego nie można tego robić ot tak, normalnie, bez heroizmu? Moja prowizoryczna odpowiedź jest taka, że nasza demokracja nadal znajduje się w niemowlęcej fazie rozwoju, że w świadomości społecznej sprowadza się ona do dyktatury większości, że pluralizm społeczny jest traktowany jako fanaberia – a więc ci, którzy są w mniejszości, mogą czuć się niepewnie. Być może w dłuższej perspektywie to się zmieni, ale każdy z nas może próbować przyspieszyć te zmiany – ja na przykład pisałem bloga „Jezus” i oswajałem osoby religijne z myślą, że ich tabu nie musi być moim tabu.

Świat, w którym istnieją religie, nie jest szczególnie sympatycznym miejscem. Jestem przekonany, że świat bez religijnych wierzeń, dogmatów, przesądów, bez religijnego przymusu, bez religijnej przemocy byłby lepszym światem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka